gonię za wyzwaniem, ciąg dalszy





na koniec może być zabawnie. ale ja naprawdę próbowałam zawalczyć, żeby ten spokój był spokojem. I do tego ładnym spokojem. Po tym, jak skończyłam szkicownik, co się kończył i zaczęłam kolejny, i że następna strona, następny opis, i jeszcze jedna tylko strona, nie ten już będzie ostatni... no... słabo wyszło. jakoś nie wyszło. Za to hasło "comedy" to ja przepraszam. Ale nie mogłam się powstrzymać. Samo wyszło. Może można by poprawiać, kombinować, ale po co. Do tego musiałam sięgnąć po stalówkę do pisma technicznego, której ostatni raz użyłam w liceum. I nie będę już pisać, że nie użyłabym więcej, nie zamierzałam itp. W końcu jednak jej nie wyrzuciłam, prawda? Przeżyła w pudełeczku z innymi, bardziej nobliwymi stalówkami, to jednak po coś tam siedziała. Ale obsadka... no obsadka drodzy Państwo to już dzieło sztuki. Bo ta obsadka to też pamięta liceum. Ale nie wiem, czy pamięta, że była kiedyś ołówkiem automatycznym. I dopiero, jak przestała żyć jako ołówek, to przeszła reinkarnację, albo na drugą stronę mocy, albo co tam jeszcze innego.  W każdym razie jej życie jako obsadki do stalówek okazało się o wiele trwalsze niż zwykły ołówek automatyczny. Trochę pęka, ale to też jeszcze od liceum... ma prawo. Stalówka w tym lata... ale żadne moje niewypasione obsadki i te wypasione też, nie chciały współpracować ze starą stalówką. To teraz wiem, czemu mam w domu w szufladce z innymi potrzebnymi narządkami też takie prawie nieżyjące, prawie popsute narządko. Ono czekało tyle lat, aż ja wezmę sobie udział w czymś, czego do końca nie rozumiem, ale biorę udział, żeby być może zrozumieć, i do tego pisząc cokolwiek będę chciała użyć comic sansa. No. Pojęłam sens istnienia dwóch przydasi w szufladce. One czekały na ten właśnie dzień. I co je teraz zrobię z tym odkryciem? 

Komentarze